poniedziałek, 16 czerwca 2014

Impact Festival 2014 - relacja koncertu Black Sabbath

Uff ciężko jest wrócić do rzeczywistości po tak muzycznie genialnym weekendzie. Niestety trzeba się ogarnąć i zabrać do roboty, w końcu dziś poniedziałek, a to zobowiązuje ;)
Tak jak obiecałam dziś mam dla Was prawdziwą gratkę. Otóż jeden z naszych tajnych wysłanników wybrał się na koncert zespołu Black Sabbath :) W związku z powyższym mam dla Was recenzję z tej imprezy napisaną przez Michała Kołodziejczyka.

"Koncert legend i pseudo festiwal – Impact Festival 2014"

Środek tygodnia, środek Polski i koncerty, które trafiły w sam środek serca rock’n’rollowej publiczności. Łódzka Atlas Arena wypełniła się po brzegi fanami rocka z całego kraju. Niestety tak jak można było przypuszczać, to wydarzenie należałoby potraktować raczej jako dwa odrębne koncerty legendarnych zespołów grane dzień po dniu, niż dobrze zorganizowany festiwal muzyczny.
 
Black Sabbath! Na ten koncert czekali wszyscy od momentu reaktywacji zespołu i nagrywania albumu „13”. Po ogłoszeniu trasy koncertowej w Europie i braku w rozpisce Polski, duża część fanów wybrała się na widowisko do Pragi. Na całe szczęście Ozzy i spółka zostali nieco dłużej na starym kontynencie i zdecydowali się przedłużyć swoją trasę. Padło na Łódź, w sam środek tygodnia. Nie przeszkodziło to jednak wyprzedać całej hali w 2-3 dni. Kilka tygodni po ogłoszeniu koncertu Black Sabbath fani dowiedzieli się, że będą uczestniczyć w Impact Festival, który został przeniesiony z Warszawy do Łodzi. Ucieszyłem się bardzo ponieważ po 2 udanych edycjach tego festu, można było się spodziewać jeszcze kilku dobrych koncertów przed występem głównej gwiazdy. Niestety tutaj pierwszy zawód. Zespoły, które grały tego samego dnia nie przyciągnęły pod Atlas Arenę zbyt wielu słuchaczy. Większość osób przyjechała tylko i wyłącznie na koncert Sabbathów. I nie ma w tym nic dziwnego, Marek z naszej ekipy z którym miałem przyjemność być na tym koncercie, skończył pracę o 16.30 i ścigając się z czasem gnał jak najszybciej (oczywiście nie przekraczając prędkości: P) do Łodzi. Z zespołów grających tego dnia miałem okazję widzieć tylko końcówkę występu Reingwolf i byłem nieco rozczarowany. Po tym występie tłum na płycie i trybunach wyraźnie zgęstniał. 10 minut przed planowym początkiem koncertu zza kurtyny rozległ się głos, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Zawyły syreny, kurtyna opadła i zabrzmiały pierwsze dźwięki War Pigs. Wiadomo jak wyglądają początki tak dużych koncertów na płycie – istna walka o życie. Wspólnej zabawie nie przeszkadzała duchota i ścisk, które na szczęście z upływem koncertu malały. Każdy kolejny utwór to osobna historia. Mroczne Into the Void i Black Sabbath połączone z grafikami wyświetlanymi na scenie i światłami, zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie. Zdarte gardło i obolałe nogi zagwarantowały takie hity jak N.I.B, Children Of The Grave, Iron Man. Nie zabrakło też nowości z płyty 13. Ogólnie bardzo dobry set pokazujący zespół (a w szczególności Ozziego) w jak najlepszej formie. Wiadomo, że brakowało Sweet Leaf, Sabbath Bloody Sabbath, The Wizard i innych ale chcąc zmieścić cały dorobek Black Sabbath na jednym koncercie, panowie musieliby chyba grać z jakieś 5 godzin a i tak byłoby mało. Sam Ozzy naprawdę dał radę zarówno jeśli chodzi o kontakt z publiką (słynne Go fuckin crazy!) jak i śpiewanie, czego się trochę obawiałem. Pierwsze rzędy tradycyjnie zostały przez niego zlane kilkoma wiadrami wody. Z płyty nie mogłem dostrzec co dokładnie działo się pod samą sceną, jednak z relacji znajomego stojącego w pierwszym rzędzie i filmików z trybun zamieszczonych na Youtube można z całą pewnością stwierdzić, że było tam istne piekło! Porównując to z zabawą publiczności na innych koncertach podczas tej trasy, Polska naprawdę dała czadu. Na uwagę zasługuje również forma pozostałych członków zespołu. Tony Iommi – mistrz riffów w swoim stylu, spokojnie przechadzał się po scenie, serwując kolejne wszystkim dobrze znane dźwięki. Geezer Butler również w swoim charakterystycznym stylu szarpał basowe struny, aż miło. No i ta nieśmiertelna solówka do N.I.B! Ten solowy występ przebił jedynie debiutant i młodzieniaszek w porównaniu z resztą zespołu – perkusista Tommy Clufetos. Jego solówka po prostu zmiażdżyła publikę!
 
Widowisko w Łodzi było jedyne w swoim rodzaju i z pewnością bardzo długo zostanie w pamięci tych kilku tysięcy fanów, którzy mieli szczęście być na koncercie legend rocka. Sam mam świadomość, że takie zespoły już powoli schodzą ze sceny, dlatego tym ważniejsza była okazja zobaczenia Sabbathów na żywo. Plotki głoszą, że ostatni koncert tej trasy w londyńskim Hyde Park ma być również ostatnim w historii zespołu. Jeśli tak to odeszliby jako niepokonani mistrzowie i to jest najważniejsze!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz