Po kilkudniowej przerwie wracam do Was z niespodzianką.
Otóż nasz redakcyjny kolega Michał Kołodziejczyk wybrał się ostatnio na koncert zespołu Gogol Bordello. A co przeżył i zobaczył opisał specjalnie dla Was :)
Decyzja, aby jechać na koncert Gogol Bordello zapadła tak naprawdę kilka lat temu, w momencie kiedy usłyszałem ich po raz pierwszy. Mało jest takich zespołów, które z każdym nowo poznanym utworem zabierają słuchacza w kolejną, niezwykle kolorową i energetyczną muzyczną przygodę. Ta żywiołowość, mieszanie tak wielu wpływów muzycznych i cała historia, która stoi za tym zespołem urzekły mnie od początku. Wiedziałem, że na ich koncertach muszą dziać się niesamowite rzeczy ale lata mijały, a mi zawsze COŚ stało na drodze, aby zawitać na ich show. Koniec! Miarka się przebrała. Kraków, 2 grudnia 2014 roku, Klub Rotunda. To były moje muzyczne mikołajki, gwiazdka, urodziny, sylwester i co tylko jeszcze chcecie!
Otóż nasz redakcyjny kolega Michał Kołodziejczyk wybrał się ostatnio na koncert zespołu Gogol Bordello. A co przeżył i zobaczył opisał specjalnie dla Was :)
Decyzja, aby jechać na koncert Gogol Bordello zapadła tak naprawdę kilka lat temu, w momencie kiedy usłyszałem ich po raz pierwszy. Mało jest takich zespołów, które z każdym nowo poznanym utworem zabierają słuchacza w kolejną, niezwykle kolorową i energetyczną muzyczną przygodę. Ta żywiołowość, mieszanie tak wielu wpływów muzycznych i cała historia, która stoi za tym zespołem urzekły mnie od początku. Wiedziałem, że na ich koncertach muszą dziać się niesamowite rzeczy ale lata mijały, a mi zawsze COŚ stało na drodze, aby zawitać na ich show. Koniec! Miarka się przebrała. Kraków, 2 grudnia 2014 roku, Klub Rotunda. To były moje muzyczne mikołajki, gwiazdka, urodziny, sylwester i co tylko jeszcze chcecie!
Tym razem zespół
odwiedził nasz kraj w ramach Crack the Case Tour. Szybka grudniowa
wyprawa z Nowego Jorku do Europy miała przystanki tylko w czterech
krajach (Polska, Niemcy, Wielka Brytania i Irlandia). Nasza
publiczność mogła liczyć na aż trzy wieczory szalonej zabawy w
Gdańsku, Krakowie i Warszawie. Koncert w Krakowie, na którym miałem
przyjemność być od początku wzbudzał największe zainteresowanie
fanów. Biletów zabrakło na kilka dni przed występem. Po
zablokowaniu oficjalnej sprzedaży, na każdym portalu
społecznościowym kwitł czarny rynek handlu wejściówkami co
jeszcze bardziej podgrzewało atmosferę przed koncertem. Niestety
nie każdy kto planował wziąć udział w tym wydarzeniu miał taką
okazję. Spotkało to też moich znajomych, z którymi planowałem
wybrać się na ten koncert. Na szczęście po raz kolejny zadziałała
magia internetu. Szybki wpis na stronie wydarzenia pomógł w
odnalezieniu kilku sierot, które również szukały fajnej ekipy na
dobrego „bifora” przed czekającą nas muzyczną ucztą.
Serdecznie ich pozdrawiam! Lekcja na dziś! To, że nie masz z kim
iść na koncert to nie powód, aby go sobie odpuszczać!
Klub Rotunda znany mi
dotychczas z „pięknej klimatyzowanej sali” tak zachwalanej przez
Piotra Bałtroczyka podczas telewizyjnych kabaretów, swoje
organizacyjne zadania spełnił bardzo dobrze. Na koncercie bawiło
się ok. 1000 osób ale nie odczułem, żeby ludzi było o wiele za
dużo. Fakt było tłoczno ale tego należało się spodziewać po
wyprzedanym koncercie. Warto zwrócić uwagę na międzynarodową
publikę, którą Gogol Bordello przyciągnęło do Rotundy. Podczas
oczekiwania na wyjście gwiazd wieczoru, w gwarnym tłumie, można
było dosłyszeć angielski, rosyjski, ukraiński, francuski,
hiszpański. Całe to międzynarodowe towarzystwo zostało porządnie
rozgrzane przez zespół Mariachi El Bronx, zaproszony na gościnne
występy podczas wszystkich grudniowych występów Gogoli. Po
sprawdzeniu twórczości kalifornijskich Mariachi przed koncertem
obawiałem się, że mogą nie dać rady rozruszać publiczności
nastawionej na bardziej żywiołowe granie. Jednak po raz kolejny
sprawdziła się stara muzyczna prawda, że niektóre zespoły
potrafią całkowicie zmienić swoje oblicze podczas występów na
żywo. Mariachi El Bronx swoim występem stworzyli miłą atmosferę
i zostali bardzo ciepło przyjęci przez krakowską publiczność.
Podsumowując ich występ użyje zwrotu zasłyszanego od znajomych:
„takie miłe plumkanie”.
Po meksykańskiej
przystawce nadszedł czas na danie główne. Nieco opóźnione ale
tym bardziej wyczekiwane wyjście muzyków na scenę umilała rockowa
muzyka zza naszej wschodniej granicy. Pierwszym utworem zaserwowanym
przez kolorowy tabor Gogol Bordello było „We Rise Again”
z ich ostatniej płyty „Pura Vida Conspiracy” na której
został mocno oparty repertuar całego koncertu. W całym
klubie rozpętało się istne szaleństwo. Tak żywo reagującej
publiczności nie widziałem już dawno. Kolejne hity „Not a
Crime” i „Wonderlust King” jeszcze bardziej
podkręcały atmosferę. Na szczęście Eugene Hutz wraz ze spółką
dobrali repertuar tak, aby dać krótkie momenty wytchnienia od
żywiołowej zabawy pod sceną. Nowa aranżacja piosenki „Last
one goes the hope” była jedną z nielicznych okazji do
złapania oddechu. Podczas wykonywania tego kawałka słychać było
lekkie wpływy muzyki elektronicznej, którą również zajmuje się
Eugene, grając na różnego rodzaju imprezach jako DJ. Widać, że
jego przeznaczeniem jest scena. Ekspresja, śpiew, dziki taniec z
gitarą i butelką wina pasują do niego idealnie. Pisk,
który zrodził się wśród damskiej części publiki, po zdjęciu
przez niego przepoconej koszulki zdaje się tylko to potwierdzać.
Praktycznie każdy z członków Gogol Bordello porywał swoją
charyzmą. Pedro Erazo, z pochodzenia Kolumbijczyk rozkręcił
publiczność przed świetnym numerem „Immigraniada”.
Pojawienie się na scenie Elizabeth Sun zawsze zwiastowało jakaś
spektakularną akcję. Paradowie z wielkim bębnem, o który została
rozbita jedna z butelek wina czy taniec nad publiką z talerzami tym
razem porywał męską część publiczności. Sergey Ryabtsev
grający na skrzypcach oraz potężny czarnoskóry basista, rodem z
Etiopi Thomas Gobena również podkręcali nieustającą zabawę.
Trochę w cieniu ale dobrze wykonujący swoje zadania akordeonista,
gitarzysta i perkusista dopełnili skład zespołu. Dobra zabawa pod
sceną nie ustawała. W pierwszej części koncertu można było
usłyszeć m.in. takie hity jak „Pala Tute”, „My
Copmanjera”, „Start Wearing Purple”, „Break the
Spell”, „Ultimate” i wiele innych świetnych
numerów.
Jedynym słabym momentem
koncertu była wizyta na scenie samozwańczego „Króla Pogo”.
W pewnym momencie Eugene przysiadł na podeście tuż
przy publiczności. Sam nie wiem co do końca planował zrobić, ale
nagle jego gitara znalazła się w rękach fanów. Szarpanina w
pierwszych rzędach, dźwięk zrywanych strun, nerwowa reakcja
ochrony i technicznych. Całe to zamieszanie przerwał gościu, który
jeszcze chwilę temu znajdował się niedaleko mnie i rozkręcał
brutalny mosh-pit wraz z dwoma innymi, równie pijanymi jegomościami.
Co ciekawe potrafią ją zastosować do każdej muzyki, nawet reggae.
Wracając jednak sedna, nasz „Króla Pogo” uparł się, aby oddać
gitarę osobiście wokaliście Gogoli. Miły gest, ale drogi Panie
„trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść”. Dorwanie się
do mikrofonu i wygłaszanie pijackich mądrości do tłumu coraz
bardziej zniecierpliwionych fanów było już bardzo słabe. Dobrze,
że Eugene Hutz to nie Morrissey i starał się załagodzić napiętą
sytuację, a nie strzelił focha i zakończył koncert. Wszystko
skończyło się dobrze, intruz opuścił scenę w asyście ochrony a
koncert trwał dalej. Bisy przerodziły się w drugą część
koncertu ponieważ zespół zagrał 5-6 numerów. Było to między
innymi solowe wykonanie przez Eugena ballady „Alcohol” czy
porywające do ostatniego tańca „Sally”. Zespół
przygotował dla polskich fanów nie lada niespodziankę. Kilka dni
przed koncertem na oficjalnym profilu kapeli pojawiła się dobrze
znana okładka naszej legendy bluesa – zespołu Breakout. Eugene
podkreślił w tym wpisie, że wychował się m.in. na muzyce
tworzonej przez Tadeusza Nalepę. Podczas polskich koncertów zespół
wykonał cover Breakoutów „Ona Poszła Inna Drogą”
śpiewany PO POLSKU! przez Eugena i Sergeya. Wyszło świetnie!
Posłuchajcie sami i porównajcie z oryginałem
http://tnij.org/xmucueb
http://tnij.org/xmucueb
Koncerty Gogol Bordello
są tak niesamowitą dawką energii, że szalejąc pod sceną przez
prawie dwie godziny nie odczuwałem żadnego zmęczenia, tylko wielką
radość z uczestniczenia w tak świetnym show. Wielka międzynarodowa
rodzina fanów Gogoli wychodziła z koncertu w pełni
usatysfakcjonowana i szczęśliwa. Kto był ten wie, kto nie miał
okazji zobaczyć tego zespołu na żywo – gorąco polecam. Dla
mnie, osobiście było to świetne zakończenie bardzo udanego, pod
względem koncertowym roku. Aż strach pomyśleć co przyniesie
następny… oby same takie koncerty!
Oczywiście życzymy Michałowi samych tak udanych koncertów w przyszłym roku i liczymy na jego kolejne recenzje :)
Ja zapraszam Was na bloga już jutro gdzie spróbuję znów zabrać Was w jakieś muzycznie ciekawe miejsce. Pozdrawiam
Oczywiście życzymy Michałowi samych tak udanych koncertów w przyszłym roku i liczymy na jego kolejne recenzje :)
Ja zapraszam Was na bloga już jutro gdzie spróbuję znów zabrać Was w jakieś muzycznie ciekawe miejsce. Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz